Mało nas do pieczenia chleba

0
Fot. Archiwum KIRP

Rozmowa z Dariuszem Sałajewskim (1947?2022), Prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych w latach 2013?2016 (IX kadencja). Wywiad ukazał się w numerze 172 (lipiec?sierpień)/2017 ?Radcy Prawnego? na 35-lecie samorządu*.

Uczestniczy pan w życiu samorządu od początku?

Uczestniczyłem w tym życiu nie tylko od początku, ale nawet przed początkiem, bo żeby był ten początek, musiała się pojawić pewna idea i jej entuzjaści. Już jako aplikant radcowski stałem się aktywnym członkiem Zrzeszenia Prawników Polskich. Współtworzyłem koło radców prawnych przy ZPP w Częstochowie, a potem w woj. częstochowskim, byłem jego przewodniczącym.

Powstanie samorządu nie miało związku z ruchem Solidarności?

Można powiedzieć, że na fali społecznej odnowy ta wcześniej powstała idea integracji zawodu zyskała pewne zinstytucjonalizowanie w postaci Stowarzyszenia Radców Prawnych. Z ruchem Solidarności nie miało to jednak wiele wspólnego, ponieważ ta idea sięgała co najmniej połowy lat 70., powstawała na innym gruncie, a jedyną strukturą, która wówczas funkcjonowała, było ZPP, w którym tworzono koła poszczególnych zawodów. Potem, już w roku 1980, na fali ruchu społecznego, który dzisiaj określa się ruchem Solidarności, powstało stowarzyszenie i w pewnym sensie nam ten związek przypisywano. [?] Oczywiście, kiedy już istniał samorząd radcowski, ten wpływ Solidarności był odczuwalny. W latach 1982?1983 spieraliśmy się na przykład, czy KRRP powinna podejmować uchwały apelujące o zwolnienie więźniów politycznych. Dyskusje były burzliwe. Większość z nas uważała, że nie powinniśmy się angażować w politykę. Wątpliwości i różnice zdań w tym zakresie występują również obecnie.

W 1989 r. weszły w życie dwie ustawy, które wzmocniły pozycję samorządu. Czy wówczas tak na to patrzyliście?

Mimo że od uchwalenia w 1982 r. ustawy i powstania samorządu upłynęło już kilka lat, tak naprawdę dopiero wówczas poczuliśmy się samorządem w pełnym tego słowa znaczeniu. Wraz ze zniesieniem państwowego arbitrażu gospodarczego zyskaliśmy kompetencje, które wcześniej miały komisje arbitrażowe, a to prowadzenie aplikacji, list radców prawnych i postępowań dyscyplinarnych. To, co do tego czasu było jedynie kompetencją opiniodawczą, stało się naszą podstawową kompetencją stanowiącą, a zarazem odpowiedzialnością.

Czy te zmiany wpłynęły także na poczucie przynależności do zawodu i dumy z bycia radcą prawnym?

Według mnie to poczucie umocniło się po tzw. wielkiej nowelizacji z 1997 r., w której na nowo sformułowano definicję pomocy prawnej. Ustawa objęła ochroną prawną tytuł radcy prawnego oraz wprowadziła togę radcy prawnego. Było to niezmiernie istotne, ponieważ wcześniej bardzo często radcami prawnymi nazywano ludzi, którzy nie mieli z tym zawodem nic wspólnego. Natomiast wprowadzenie togi sprawiło, że na korytarzach sądowych, na których w latach 90. bywaliśmy już często, zaczęliśmy być widoczni i odróżniani. Ta nowelizacja, którą udało się przeforsować po uchwaleniu Konstytucji RP, była dla nas niezwykle korzystna. Niemniej istotna dla kognicji zawodu była również nowelizacja ustawy z 2005 r., która umożliwiła radcom prawnym ? bez względu na formę wykonywania zawodu ? obsługiwanie osób fizycznych. Dzięki tym zmianom staliśmy się w pełni zawodem zaufania publicznego, w pełni wolnym, nasza kognicja stała się bardzo szeroka, a form wykonywania zawodu mieliśmy więcej niż adwokaci.

Czy zdobytą w ciągu tych 35 lat pozycję radców prawnych uda się utrzymać?

Pozycja zawodu jest ściśle związana z pozycją samorządu. I tu dostrzegam pewne niebezpieczeństwa. W mojej opinii obecnie mamy do czynienia z pewnego rodzaju oligarchizacją samorządu. Za mało nas do pieczenia chleba ? za mało jest radców, których dotychczasowi liderzy i działacze chcą zapraszać do faktycznej działalności w samorządzie, a nie traktować tylko jako lektorat wyborczy. Uważam, że powinniśmy rozważać zmiany naszej ordynacji wyborczej zapobiegające temu zjawisku. [?]

Rozmawiał Bogdan Bugdalski

*Pełna treść wywiadu: http://kirp.pl/wp-content/uploads/2017/07/rp172_net3.pdf.