TRZEBA SOBIE RADZIĆ, CO NIE?

0

To było wiele lat temu. W szczerym polu stałem na przystanku i czekałem na spóźniający się autobus. Chroniłem się pod wiatą przed deszczem i silnymi podmuchami wiatru. Niespodziewanie zatrzymał się przy mnie mały fiat. Otworzyły się drzwi od strony pasażera.

„Podwieźć pana?”. „Czemu nie” – odpowiedziałem szybko. Spojrzałem w stronę kierowcy. Mężczyzna o czerwonej twarzy, około trzydziestki, w okularach, przyjaźnie zapraszał do środka. Wsiadłem. Od razu poczułem zapach alkoholu.

„Dokąd jedziemy?” – zapytał. Podałem kierunek, a potem zapadło milczenie. Jechaliśmy chwilę, gdy nagle zaczął opowiadać…

„Napiłem się, nie ukrywam. Ale okazja jest wyjątkowa. Moja żona dzisiaj urodziła. Panie, ile my się naczekali.
I wreszcie się udało”. „Gratuluję. Synek czy córeczka?”. „Synek. Michałek”.

Znowu jechaliśmy w milczeniu.

„Ja nie mogłem mieć dzieci” – zaczął znowu. „A mój koleś ma troje, i to każde z inną. Dogadalimy się i… No, wie pan. I on z moją żoną… Trzeba sobie radzić, co nie?”.

Przypomniałem sobie tę historię zupełnie niedawno w związku z rozważaniami na temat ryzyka naruszenia zasad etyki, jakie wiąże się z wykonywaniem naszego zawodu.

Do znanej kancelarii adwokatów i radców prawnych trafiła kobieta, która chciała zlecić przeprowadzenie postępowania adopcyjnego dziecka, którego naturalnym ojcem był jej mąż. Tłumaczyła, że małżonek zdradził ją z inną kobietą i z tego związku urodził się śliczny chłopczyk. Ponieważ jednak małżonek rozstał się z kochanką i powrócił do żony z tym dzieckiem, jego prawnie poślubiona żona postanowiła je przysposobić.

„Dziecko musi mieć rodzinę, matkę i ojca. Była kochanka mojego męża nie zamierza się zajmować bękartem. A ja chętnie stworzę temu dziecku dom i prawdziwe rodzinne życie. Mamy już dwoje dzieci, to wychowamy trzecie”.

Brzmiało to racjonalnie, a nawet szlachetnie. Kancelaria przyjęła zlecenie i wszczęła odpowiednie działania w celu przeprowadzenia pełnej adopcji.

W tym samym czasie do lokalnej prokuratury trafiło doniesienie o mającym duże prawdopodobieństwo czynie przestępczym związanym z handlem dziećmi. Organy ścigania zajmujące się śledzeniem i analizą treści przeróżnych ofert na portalach internetowych znalazły podejrzany post. Nie widziałem tego ogłoszenia, ale przyjmijmy, że jego autorzy deklarowali, iż gotowi są ponieść wszelkie koszty związane z zapewnieniem biednym dzieciom prawdziwej kochającej rodziny. W zasadzie nic w tym zdrożnego, ale organy są podejrzliwe i postanowiły zbadać sprawę. Wkrótce okazało się, że autorami postu są właśnie klienci kancelarii. I tu zaczyna się problem. Jeżeli zlecone przeprowadzenie postępowania w sprawie adopcji jest kolejnym etapem działań o charakterze przestępczym, to kancelaria z oczywistych powodów musiała wypowiedzieć pełnomocnictwo. Trzeba było jednak ocenić, na ile posiadane przez kancelarię informacje są prawdziwe.

Po zastanowieniu kancelaria jednak nie podjęła ryzyka i odstąpiła od wykonania zlecenia. Życie dopisało pointę: kilka miesięcy później prokuratura umorzyła postępowanie karne, nie dopatrując się przestępstwa. W tym samym mniej więcej czasie sąd rodzinny uwzględnił wniosek o przysposobienie. Co ciekawe, w ramach szczegółowych badań lekarskich i psychologicznych okazało się, że mąż wnioskodawczyni nigdy nie mógł mieć dzieci.

Trzeba sobie radzić, co nie?