Co kupić dzieciom na święta – Dziewiętnastowieczne dylematy naszych przodków

0

Prawnik to taki poważny człowiek – czyta grube książki, walczy na sądowych salach, a czasem nawet wygrywa procesy. Gdy jednak styka się ze swoimi pociechami, zaczyna dziecinnieć, sepleni, zachwyca się bródką Koziołka Matołka, bawi elektryczną kolejką…
Oto idą święta, znów staniemy przed dylematem, co kupić na gwiazdkę dzieciom. Zapewne niejeden tata, wybierając zabawki, będzie zastanawiać się nad takimi, które przy okazji i jemu sprawią przyjemność. Bo przecież każdy z nas nosi w sobie dziecko do końca życia.

Już w XIX w. sprzedawcy wiedzieli, że najlepszym klientem jest dziecko, które płaczem jest w stanie wymusić na swoich zakochanych w nim po uszy rodzicach każdą zabawkę. Z tego też powodu w okresie świąt w gazetach wzrastała liczba reklam z podarkami dla milusińskich. We Francji szanujące się domy towarowe, takie jak m.in. Le Bon Marché, wydawały katalogi wysyłkowe, które następnie rozsyłano po kraju, a nawet świecie. Dziś stanowią one bezcenne źródło informacji na temat zabaw w dawnych czasach.

Wojsko albo majsterkowanie

W omawianych tu czasach każdy szanujący się chłopiec marzył o koniu (dopiero później nastała era samochodów), a także wzdychał na widok armat i żołnierzy. Obok armaty najnowszej generacji, a nawet puszka do wsypywania prochu.

Dla tych, którzy chcieli przeprowadzać linię frontu przez dom czy ogród, były mundury, pagony, szable, werble i trąbki (kupowania tych dwóch ostatnich nie polecam, jeżeli cenią sobie państwo ciszę). A kto nie lubił wojaczki, mógł poświęcić się majsterkowaniu.