Cieszmy się z małych rzeczy

0

Rozmowa z Anną Moniką Sobczak, radcą prawnym z OIRP w Krakowie, poetką, autorką kilku tomików wierszy. Anna Sobczak

Radca prawny z Okręgowej Izby Radców Prawnych w Krakowie. Prowadzi własną kancelarię, świadcząc usługi przede wszystkim dla przedsiębiorców. W przeszłości zaangażowana w samorząd zawodowy na szczeblu okręgowym (m.in. pełniła funkcję Wicedziekana Rady OIRP w Krakowie ds. aplikacji radcowskiej) oraz krajowym (członek Krajowej Rady Radców Prawnych). Kielczanka z urodzenia, krakowianka „po mieczu” i z własnego wyboru. W wolnych chwilach pisze poezję i prozę oraz realizuje inne pasje, na które brakuje jej czasu, ale tym bardziej poszukuje nowych wyzwań, wychodząc z założenia, że wciąż jest wiele ciekawych rzeczy, które warto przeżyć.

Od lat wykonuje pani zawód radcy prawnego a jednocześnie z sukcesami pisze wiersze, jest zapraszana na wieczory poetyckie. Jak to jest, że zaczyna się pisać? Kiedy powstał pierwszy wiersz? Co panią skłoniło do jego napisania, pamięta pani?

Źródła tego kultu do pisania i czytania upatruję w domu rodzinnym. Ten kult był absolutnie wielki, a ja byłam trochę dziwnym dzieckiem. W moim rodzinnym domu od zawsze dużo się czytało i pisało i ja czytałam różne rzeczy, często nawet nieodpowiednie dla mnie jako dziecka. Czytałam dużo książek historycznych i byłam zafascynowana powstaniem warszawskim i właśnie o powstaniu napisałam swój pierwszy, rymowany okropnie wiersz. Potem pisałam różne wiersze, pamiętniki. Ale nie byłam systematyczna, jeśli chodzi o pamiętniki, a szkoda. Bardzo długo pisałam do szuflady. Mój tata był recenzentem mojej poezji, to on ją czytał i oceniał. Nikomu innemu jej nie pokazywałam. W liceum miałam takie fajne towarzystwo i razem sobie pisaliśmy, redagowaliśmy gazetkę szkolną. I tak pisałam przez lata, podczas studiów, po studiach i myślałam, że wydam, ale zawsze było coś ważniejszego. Na pierwszym miejscu było prawo.

A jednak wiersze doczekały się wydania i pani poezja ujrzała światło dzienne, opuściła dno szuflady. W 2018 r. wydała pani swój pierwszy tomik poezji pt. „Moja druga Anna”. A następnie ukazały się dwa kolejne: „Okruszki na klawiaturze” i „Nikt nam nie powiedział”. Jak doszło do ich wydania?

Mój mąż zrobił mi prezent urodzinowy. Poszedł do wydawnictwa i wydał pierwszy tomik wierszy, potem sama wydałam drugi tomik, a ostatnio wyszedł tomik trzeci. Chciałabym podkreślić, że okładki tych tomików projektuje mi i maluje koleżanka, która jest także autorką akwarelek zamieszczonych wśród wierszy. Dla samych tych okładek i akwarelek te tomiki warto mieć (śmiech).

W pani wierszach pojawia się też smutek, właśnie w tych z trzeciego tomiku. Dlaczego?

Niektóre wiersze są smutne, bo życie mi się pokomplikowało. Zachorowałam, usiadłam sobie na wózku. I będąc na wózku, nie tylko piszę wiersze, ale wykonuję z powodzeniem zawód radcy prawnego.

Nie mam w sobie żalu, że zachorowałam, choć to choroba nieuleczalna. Ona powoduje to, że człowiek musi ją polubić, bo na nią się nie umiera, z nią się żyje, coraz trudniej… ale się żyje. Natomiast mam żal i bezsilność wobec tego, jak ludzie sprawni i zdrowi nie uruchamiają swojej wyobraźni i nie zauważają tych słabych, tych mniej silnych, nie mają empatii, nie rozumieją, jak kruche jest życie i zdrowie.

Stworzyłam stronę funpage`ową „Instrukcja obsługi niepełnosprawności”, gdzie pokazuję niepełnosprawnym, że można żyć normalnie, będąc na wózku, a zdrowym staram się pokazać szereg absurdów związanych z niepełnosprawnością, które warto zmienić. Prowadzę kancelarię, spotykam się z klientami, bywam w sądzie i nie myślę o tym, że jestem inna z powodu mojej choroby. Musiałam się nauczyć samodzielności w nowej sytuacji. Wracając do wierszy, to moja choroba wpłynęła na przekaz, który z nich płynie. Już „Okruszki na klawiaturze” powstawały w warunkach choroby…

W pani wierszach pojawia się też wątek wojny na Ukrainie…

Tak. Ten ostatni tomik składa się z dwóch części, pierwsza część opowiada o naszej codzienności, a druga część to wiersze o Ukrainie. Bardzo mnie uderzyła ta wojna i przez dwa lata czułam silną potrzebę pisania wierszy właśnie o Ukrainie… Stworzyłam kalendarz pewnych świąt, takich codziennych dla nas, i to są wiersze o tym, ale w warunkach wojny, o której słyszałam, czytałam. To okrucieństwo wojny mnie przeraża, bo okazuje się, że człowiek nie potrafi wyciągać mądrych wniosków z historii, a może wojnę nosimy w genach i nie mamy na to żadnego wpływu? To straszne, że we współczesnej Europie tyle okrucieństwa może mieć miejsce, że można taką wojnę sprokurować, a my jesteśmy w tym wszystkim małymi robaczkami i nie mamy wpływu na to całe zło. Jak pojawia się wojna, to człowiek nagle zadaje sobie pytania o sens życia, o sens istnienia świata.

Czytelnicy „Radcy” mieli już okazję panią poznać, pierwszy raz rozmawialiśmy w 2019 r. W poprzednim wywiadzie powiedziała pani „Według mnie poezja ma otwierać wyobraźnię odbiorcy. Ja wiem, dlaczego napisałam dany wiersz, ale sztuką jest to, żeby czytelnik znalazł w tym wierszu samego siebie, własne emocje, historię, która mu się przydarzyła. W wierszu nie może być wszystko opowiedziane, bo to nie protokół z rozprawy”. Proszę rozwinąć ten wątek…

Jak rozmawiam z moimi czytelnikami, to oni otwierają losowo mój tomik i w wierszu znajdują siebie, bo to są wiersze, które zawierają historie, które każdy może w sobie przyporządkować, albo może siebie odnaleźć, bo nawet nie zauważył, że mu się to przydarzyło. Tam jest podmiot i orzeczenie, i coś więcej, o uczuciach, o tęsknotach…

Ostatnio dla zabawy nauczyłam się pisać limeryki, przeczytałam parę limeryków publiczności i bardzo ją rozbawiłam. Taki limeryk to inna forma odreagowania, weselsza… Piszę też trochę prozy, może następna będzie proza do wydania, mam małe historyjki, krótkie opowiadanka o życiu, z tęsknotą za lepszym światem, za tym, co było, za tym, co nie ma szansy się wydarzyć, albo o nadziei, że właśnie się wydarzy.

Na spotkaniach autorskich jestem zdziwiona tym, że potrafię ludzi wzruszyć, że ludzie, słuchając moich wierszy, płaczą, śmieją się, a to znaczy, że coś jest w mojej poezji takiego, co trafia do obiorcy.

Powiedziała pani podczas pewnego wieczoru autorskiego, że poezja oddziałuje na emocje. Czy wiersze wyrażają tylko emocje autora? Czy autor angażuje się w emocje znanych mu ludzi? Bo ja teraz jestem pełna emocji wskutek pięknych wydarzeń, jakie miały miejsce w moim życiu w ostatnich dniach. Czy pani je wyczuwa?

Tak, przedstawiła mi się pani wspaniałą historią i jestem zaintrygowana. Może napiszę kolejny wiersz…

Często piszę o emocjach innych, np. jadę samochodem i widzę parę staruszków mocno trzymających się za ręce; i powstaje wiersz. Gdy jeździłam co rano do pracy, to przez lata spotykałam kobietę, której historię ktoś mi opowiedział. Jest intelektualnie opóźniona, urodziła córkę z gwałtu, a ja patrzę na nią jak na silną, dzielną kobietę. Obserwowałam przez lata, jak pięknie troszczyła się o tę córkę, i napisałam o niej wiersz. Ona jest bohaterką mojego wiersza i nigdy nie będzie tego wiedziała, nigdy nie zrozumie, jak ją opisałam, jak ją podziwiam. 

Czasami piszę wiersze pod wpływem przeczytanej książki, obejrzanego filmu, muzyki.

Jak łączy pani trudny zawód prawnika z taką poetycką pasją? Co powie pani swoim koleżankom i kolegom ze świata prawniczego? Czy warto mieć swoje pasje, aby odreagować od trudów prawniczych kazusów?

Mój zawód wiąże się z kontaktami z ludźmi, które niezwykle cenię. Ci ludzie przynoszą do mnie swoje różne historie: i dobre, i złe. Ja staram się przy pomocy prawa, bo przecież ono powstało dla ludzi, rozwiązywać ich problemy, ale jak każdy potrzebuję odskoczni i taką odskocznię daje mi pisanie czegoś innego niż umowy i pisma procesowe.

To spojrzenie na świat z zupełnie innej perspektywy i na świat, którego nam brakuje – taki trochę lepszy, prawdziwy, pozbawiony pozy, ciągłego gnania za czymś, czego chcemy, albo wydaje nam się, że chcemy.

Ubolewam nad tym, że gdy jesteśmy zdrowi i silni, to nie umiemy się cieszyć z małych rzeczy, z tego, co daje nam natura, przyroda. My to mijamy w jakimś szalonym biegu i często nigdy nie będziemy mieli okazji głębiej w to spojrzeć, bo się zmieniamy, stajemy się mniej sprawni i nagle się okazuje, że przecież mogliśmy sobie przystanąć, popatrzeć na piękno tego świata, nie gonić tak bardzo za ułudą.

Cieszmy się więc z małych rzeczy i nie tłumaczmy się sami przed sobą, że nikt nas tego nie nauczył, nikt nam tego nie powiedział.

Rozmawiała Wiesława Moczydłowska

Wiersze z tomiku „Nikt nam nie powiedział”, Wydawnictwo Edukacyjne, Kraków 2024

***

Nikt mi nie powiedział

Że niemowlęce fałdki

Są czymś innym niż zmarszczki i obwisły podbródek

Nikt mi nie powiedział

Że na dach świata

Zwycięsko wspina się tylko raz albo nie wspina się wcale

Nikt mi nie powiedział

Że można na oślep

Przebiec po miłości przyjaźni i szczęściu

Nikt mi nie powiedział

Że można przespać

Dobre wiersze i mądre słowa

I że moje lata

Przeżywa się tylko raz i w jedną stronę

Nikt mi nie powiedział?…

Tysiącem rozmów

Kilometrami dróg i tonami sczytanych książek…

Nikt mi nie powiedział?…

LIZBONA

Alfama

Pachnie sardynkami

I ginhinją sprzedawaną na rogu ulicy

Cała brzęczy

Wieczornym chrapliwym fado

Zakrapianym nieprzytomnym porto

Pośród tysiąca kamiennych schodów

Tu i tam

Nieporadnie

Wsiądę do tramwaju z legendy

Uwierzę

W jeszcze jeden maj w Lizbonie

***

Ćma

Przyjaciółka nocy

Lipcowym szelestem skrzydeł

Wkrada się w moją miłość

I jak miłość

Ucieka

Z pierwszym światłem