Rozmowa z Robertem Staszewskim, malarzem, radcą prawnym, Wicedziekanem Rady OIRP we Wrocławiu.
Robert Staszewski
Radca prawny od 2011 r., laureat „Kryształowego serca radcy prawnego”, w latach 2013–2016 sędzia okręgowego sądu dyscyplinarnego. W kolejnej kadencji (lata 2016–2020) pełnił funkcję sędziego Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Krajowej Izby Radców Prawnych, był również członkiem Rady OIRP we Wrocławiu. Od 2020 r. jest członkiem Prezydium OIRP we Wrocławiu, a od 2021 r. Wicedziekanem Rady ds. aplikacji.
Co było pierwsze – sztaluga czy prawo?
Można klasycznie powiedzieć, że już w dzieciństwie myślałem o tworzeniu, ale zdecydowały chyba względy praktyczne, takie jest życie – i najpierw ukończyłem prawo, a potem aplikację radcowską. Jak już miałem unormowaną sytuację zawodową, to pomyślałem, że na serio wrócę do tego, co zawsze we mnie w środku tkwiło i co lubiłem robić. Stąd studia na Akademii Sztuk Pięknych.
Trudno te kierunki porównywać…
Rzeczywiście to zupełnie różne światy. Trudno porównywać studia na wydziale prawa z tymi na ASP. Inni ludzie, inna atmosfera, wykładowcy, nawet inne zapachy. Ja tego nie wartościuję, stwierdzam tylko, zrozumiałą zresztą, różnicę.
Na ile mogą pomóc studia plastyczne?
Jednym z atutów tych studiów była możliwość poznania wielu technik, o których słyszałem, ale nigdy nie miałem okazji sam się przekonać, jak się je stosuje. Choćby taki pozorny drobiazg, w jaki sposób naciąga się płótno na ramę, jak wypala się ceramikę, pisze ikony temperą żółtkową. To były bardzo ciekawe doświadczenia, zupełnie różne od tego, czego uczyłem się na studiach prawniczych.
Ocenia się, że rynek sztuki rozwija się w Polsce bardzo dynamicznie. Potwierdza pan?
To prawda. Też zauważam, że coraz więcej osób w Polsce inwestuje w sztukę. Natomiast ja zająłem się nią z zupełnie innych powodów i nie biorę pod uwagę w swojej twórczości strony komercyjnej.
Z wszystkich form sztuki najważniejsze dla pana jest…
Malarstwo. Zresztą uważam, że każdy może je uprawiać, nie wymaga ono szczególnych predyspozycji.
Klasyk mówi, że śpiewać każdy może, ale malować?
Trzeba tylko nabrać odwagi i spróbować. Stanąć przed płótnem i wziąć pędzel. Z pewnością to, co powstanie, będzie w jakiś sposób wartościowe. Na studiach uczono nas nieco innego oglądu rzeczywistości, namalowania jej w sposób taki, jak ją widzimy poprzez swoje emocje. W ogóle uważam, że taką sztukę jak malarstwo należy wyrażać poprzez emocje. Nie chodzi o zdefiniowanie dzieła sztuki poprzez słowa „ładne czy brzydkie”, ale o to, czy wzbudza ona w nas jakieś emocje. Jeśli tak, a mogą one być także negatywne, to znaczy, że udało się stworzyć coś interesującego. Szczególne teraz, kiedy praktycznie każdy dysponuje całkiem dobrym aparatem w swoim telefonie i zrobienie ciekawego, realistycznego zdjęcia nie stanowi już żadnego problemu. Dlatego myślę, że w malarstwie nie chodzi o dokładne odzwierciedlenie tego, co widzimy, ale pokazanie świata takim, jak poprzez swoje emocje go odczuwamy. Świat zmieniony, ale nasz własny. I tak staram się to robić.
Który z twórców stanowi dla pana inspirację?
Z pewnością na początku byłem zafascynowany surrealizmem, twórczością Hansa Rudolfa Gigera, Zdzisława Beksińskiego, później przyszedł czas na inne nurty – impresjonizm Claude`a Moneta czy kubizm z wielkim Pablem Picassem. Nie mam jednego ulubionego malarza, artysty. Chcę – jak każdy z twórców – być oryginalny w swojej pracy. Cenię sobie dowcip, inspirację, zabawę stylami i charakterystycznymi elementami oraz twórczością innych artystów. Uważam też, że należy przede wszystkim szukać swojej drogi i pokazywać swoje wnętrze.
To chyba najdalsze odejście od prawniczego sposobu myślenia…
Tak, trzeba się przestawić na zupełnie inne tory. Z tych, które wyznaczają pisma procesowe, terminy i paragrafy na próbę spojrzenia na świat zupełnie innymi zmysłami. I to pozwala na tworzenie czegoś, co wyrazi nasze emocje, nasz sposób widzenia świata.
Czy taka właśnie wrażliwość może być pomocna w pana pracy zawodowej? Artysta widzi więcej?
Wrażliwość może być pomocna w pracy radcy prawnego. Oczywiście w kontaktach z klientami powinniśmy zachować dystans, aby móc racjonalnie ocenić problem i wybrać najlepsze rozwiązanie, ale są obszary, w których empatia wydaje się być konieczna. Myślę tu o działaniach pro publico bono. Sam rozpoczynałem swoją przygodę z samorządem od udzielania bezpłatnych porad w OIRP we Wrocławiu. Teraz, kiedy pan spytał, myślę, że ten rodzaj wrażliwości może być pomocny przy udzielaniu pomocy prawnej ludziom zagubionym i bezradnym wobec swoich życiowych i prawnych problemów.
Kiedy pan maluje?
Wtedy, kiedy mam czas, a więc najczęściej w weekendy. W wakacje też. W ciągu tygodnia jest tyle pracy, że trudno myśleć o malowaniu.
Wyobrażam sobie. Bo oprócz pracy zawodowej jest pan także Wicedziekanem Rady odpowiedzialnym za…
…szkolenie aplikantów.
Czy pamięta pan pierwszy swój obraz?
On jeszcze nie powstał.
Jak to?
Przed laty byłem ze znajomymi w Bieszczadach. Po całodniowej wędrówce zaszliśmy do jednej z bieszczadzkich knajp – to zupełnie osobny temat, ale tej już nie ma – na piwo. Tam wisiał obraz, który zrobił na mnie duże wrażenie. Wtedy pomyślałem, że muszę coś z tymi moimi chęciami do malowania zrobić. Pójść na plastyczne studia. To był taki przełom w myśleniu, że mogę, mam szansę, zrealizować swoje młodzieńcze marzenia. Pomyślałem wtedy, że namaluję sobie taki sam obraz, jaki był w tej knajpie. Jeszcze tego nie zrobiłem.
Rozumiem, że pana najlepsze dzieło dopiero powstanie?
To oczywiście retoryczne pytanie i jest tylko jedna odpowiedź. Tak przy okazji: ważne jest to, jak my podchodzimy do sztuki. Nawet tej „rzemieślniczej”, ale przecież stworzonej nie przez wtryskarkę, lecz człowieka. Już nie chcemy otaczać się plastikami.
Ma pan własną pracownię?
Nie jest to klasyczna pracownia, ale udało mi zagospodarować na ten cel całą antresolę w mieszkaniu. Dobrze się tam czuję, a to również jest bardzo ważne.
Pana obrazy znalazły się na wystawie zorganizowanej w siedzibie OIRP we Wrocławiu. Pora na wystawę indywidualną?
Myślę, że indywidualna wystawa zbliża się wielkimi krokami. To jest trochę jak wydanie pierwszej płyty i na pewno stanowi bardzo ważny moment w życiu każdego artysty. Zbiorowy wernisaż w OIRP we Wrocławiu był namiastką takiej wystawy i bardzo fajnym doświadczeniem.
Rozmawiał Krzysztof Mering