Gdzie jest Gretchen?

0

FBI ciągle szuka ciała kobiety, którą według polskich organów ścigania brutalnie zamordował jej syn. Z końcem 2022 r. warszawski sąd okręgowy rozpoczął proces w tej sprawie. – Pochowałem ciało w rzece – mówi oskarżony.

Nie ma ciała, nie ma zabójstwa – wiele razy powtarzano to prawnicze powiedzenie. Nie jest to jednak cała prawda. Nie dalej jak kilka lat temu na karę dożywotniego pozbawienia wolności warszawski sąd skazał Mariusza B. za zamordowanie czterech ofiar, których ciał do dziś nie odnaleziono.

Teraz to Karl P. jest oskarżony o okrutne zabójstwo. Swoją matkę miał udusić przy pomocy poduszki, a potem poćwiartować jej ciało i spławić w toniach Wisły. Gretchen P. to obywatelka USA, mieszkała w Warszawie. W 2020 r. stwierdzono jej zaginięcie. Miała wtedy 68 lat.

Aktywne konta

Zresztą przez pewien czas były powody, by tak uważać, bo np. pojawiały się nowe wpisy na jej koncie w serwisie społecznościowym, działały jej karty kredytowe, z których korzystano – może więc nie chciała się pojawiać publicznie? Ale nie dzwoniła, nigdzie się nie pokazywała. Rodzina zaczęła się niepokoić. Zaginięcie zgłoszono w marcu 2020 r. Do akcji wkroczyli polscy śledczy. Zarządzono poszukiwanie ciała w rzece. Policjanci, strażacy, nurkowie. Z racji tego, że chodziło o obywatelkę amerykańską, wspomagali ich amerykańscy agenci federalni. Do dziś ciała kobiety nie odnaleziono, więc są instytucje, które nadal oficjalnie uznają ją za zaginioną.

Dlaczego szukano w rzece? To z powodu zdarzenia z wiosny tamtego roku spod Nowego Dworu Mazowieckiego, gdzie wędkarz przypadkiem wyłowił z Wisły paczkę. Jak stwierdził, były w niej rozkawałkowane ludzkie szczątki. Przerażony znaleziskiem wyrzucił je do wody i zawiadomił służby. To tam potem szukano, nawet z użyciem sonarów – bez skutku.

Czynności śledcze przez dłuższy czas były owiane tajemnicą. Wreszcie jesienią zeszłego roku stołeczna prokuratura przyznała portalowi tvn24.pl, że prowadziła śledztwo w sprawie zabójstwa kobiety, zresztą już bardzo zaawansowane. I są zarzuty: usłyszał je syn Gretchen P., Karl.

Co udało się ustalić? Matka z synem mieszkali od 2016 r. w stolicy, na Żoliborzu, Karl studiował w Warszawie. Określając jednym słowem atmosferę między nimi, można by napisać: napięta. Aż nadszedł marzec 2020 r. Od wtedy rodzina ani znajomi nie mogli już się do niej dodzwonić. Niby coś pisała na Facebooku – ale styl tych wpisów był jakby inny. Ostatni wpis, z 4 kwietnia 2020 r., informuje, że Gretchen P. jest w USA. Parę osób nawet się ucieszyło z szansy na spotkanie w Kalifornii, ale według służb kobieta już wtedy nie żyła, a policja, prokuratura i inne służby prowadziły intensywne działania.

Skąd wiadomo

To wtedy udało się uzyskać informację o tym, co się stało: w nocy z 31 marca na 1 kwietnia 2020 r. Karl P. zabił swoją matkę, dusząc ją poduszką, poćwiartował jej zwłoki i rozrzucił je w Wiśle. Jeździł taksówką na most nad Wisłą do Nowego Dworu Mazowieckiego. A na koniec zwierzył się ze wszystkiego bliskiej osobie, ta zaś nie pozostawiła tej wiedzy dla siebie.

Zanim ukrył ciało, szukał w internecie informacji o tym, jak to zrobić. W sklepie kupił piłę ręczną, metalową siatkę ogrodzeniową, srebrną taśmę naprawczą, folie malarskie. W żoliborskim mieszkaniu porozcinał ciało matki, części owinął siatką i folią. Wszystko zrzucił z mostu w kilku paczkach. Wyciągał wnioski: gdy zauważył, że pierwszy pakunek, ten z jedną cegłą, nie utonął, lecz spłynął z nurtem, unosząc się na wodzie, kolejne pakiety dociążył bardziej. Przez dwa lata od tych zdarzeń poziom rzeki wielokrotnie rósł i opadał, więc zapewne pakunki zmieniły swe położenie lub przykrył je piasek. Trudno coś znaleźć, choć nurkowie szukali tygodniami.

Po wiośnie nadeszło lato, a potem jesień. Karl P. pojechał do Stanów Zjednoczonych. Polskę opuścił w październiku 2020 r. Jak się okazuje, nie był to jego ostatni pobyt w naszym kraju. Zatrzymano go bowiem i przekazano polskim organom ścigania.

Sprowadzony do Polski mężczyzna został aresztowany przez sąd jako podejrzany o zabójstwo swojej matki oraz kradzież jej pieniędzy, których używał za pośrednictwem kart płatniczych. Co najmniej 2,5 tys. zł – ustaliła Prokuratura Rejonowa Warszawa-Żoliborz, która zgromadziła w tej sprawie dokumentację bankową, liczne opinie biegłych i eksperymenty procesowe.

Zmienne wersje

Najważniejszym dowodem jest jednak przesłuchanie samego podejrzanego. Było specyficzne. Karl P. nie przyznał się do popełnienia kradzieży i zabójstwa, ale w wyjaśnieniach ze szczegółami opisał, co i jak zrobił. Jak poduszką udusił swoją matkę i jak używał jej kart bankowych. Opowiedział, jak poćwiartował ciało swej ofiary, jak je zabezpieczył i gdzie wrzucił do Wisły.

W najpoważniejszych sprawach o zabójstwo jest kilka przesłuchań podejrzanego. Na kolejnych prowadzący śledztwo doprecyzowują różne kwestie. Tak było i tym razem. Podczas kolejnych przesłuchań Karl P. zmienił swoją wersję wydarzeń i zaprzeczył, by zabił matkę.

Jeden z eksperymentów dotyczył domniemanego pakunku z częściami ciała ofiary. Skoro sam Karl P. opisał, jak je zapakował, czym obciążył i gdzie wrzucił do Wisły, postanowiono przygotować pakunek o podobnej wadze i gabarytach – i wrzucić do rzeki. Opadł na dno i przykrył go piach.

Nurkowie używali do podwodnych poszukiwań wykrywacza metali – wiedząc, że ciało było owijane ogrodzeniową siatką. Ale niewiele to pomogło, bo jak relacjonowali tvn24 strażacy uczestniczący w poszukiwaniach, metalowych elementów wokół mostu było mnóstwo: puszki, śmieci, elektryczne hulajnogi, stare elementy mostu z czasu sprzed odbudowy… Wykrywacz metali się po prostu nie sprawdził. – To nie dzika plaża tylko brudna woda i silny prąd. I działający na niekorzyść czas – opisywał strażak.

Czy dla poszukiwań ma znaczenie, że ciało zostało rozczłonkowane? Dla śledztwa wystarczy odnalezienie choćby małego fragmentu, który potwierdzi, że doszło do zabójstwa. A na ujawnienie ciała trzeba czekać. Czasem nawet latami.

Amerykański proces

Proces w tej sprawie ruszył przed Sądem Okręgowym w Warszawie 28 grudnia 2022 r. Karlowi P. zdaje się chyba, że stoi przed amerykańskim sądem, gdzie można negocjować wymiar kary. Zapytany, czy przyznaje się do zarzuconych mu czynów, odpowiedział: – Stosunkowo. Jeśli dostanę ofertę do negocjacji, co do przyznania się, mogę się przyznać – oświadczył, dodając: chciałbym wrócić do domu i mieć fajny dom na plaży, ale jeśli dacie mi wybór pomiędzy śmieciowym aresztem w Polsce a nowoczesnymi więzieniami, które mamy w Ameryce, to przyznam się do czegokolwiek, czego FBI chce od mnie. To dla mnie piekło – powiedział o swym powrocie do Polski.

W dalszej części wyjaśnień stwierdził, że jest „odpowiedzialny za zniknięcie matki”. Dodał jeszcze: sprawiłem, że kopaliście tę rzekę przez 20 miesięcy na nic. Sąd pytał: – W jakich okolicznościach doszło do jej śmierci? Karl P.: – Byłem jej świadkiem. Moja mama umarła w naszym mieszkaniu […]. Moja mama kłóciła się ze mną w nocy i mówiła obraźliwe słowa o moim zaręczeniu. Co pan ma na myśli? – pytała sędzia Agnieszka Domańska. – Ja miałem na myśli, że moja mama nie żyje i że ja ją pochowałem – odparł Karl P. Przyznał, że jego relacje z matką były złe. Jak mówił, Gretchen P. go okradała i nie podobał jej się jego związek z narzeczoną. Nie chcę być traktowany jak morderca i psychopata – mówił.

Następnie ponownie opisał szczegóły zbrodni: że wrzucił w Nowym Dworze Mazowieckim z mostu Piłsudskiego do Wisły sześć pakunków. Jak dodał, jeździł tam trzy razy taksówką z walizkami, w których upchnął paczki ze zwłokami. Nie było żadnego świadka.

Ciała nie ma

Ale nigdy nie jest tak, że nie ma żadnego świadka. Teraz przed sądem dalsza część procesu, w której trakcie przesłuchani będą taksówkarze wożący Karla P. do Nowego Dworu Mazowieckiego, prawdopodobnie także zobaczymy nagrania z monitoringu wizyjnego sklepów, w których kupował narzędzia zbrodni. Zapewne szczegółowo badana będzie kwestia pierwszej informacji o Karlu P. jako sprawcy, jaką otrzymali prowadzący śledztwo. Ale nadal nie ma ciała.

Przed laty mówiono: Confessio regina probationum (przyznanie się do winy jest królową dowodów). Dziś już tak rygorystycznie nie wyznaje się tej zasady – niemniej słowa oskarżonego mają znaczenie i powinny być zweryfikowane z innymi dowodami. Sąd, orzekając, musi mieć pewność (a nie tylko podejrzenie), że oskarżony jest tą osobą, która popełniła zarzucony mu czyn.

W przeciwnym razie musi uniewinnić.