Hic Sunt Dracones, czyli soft skills

0

Określenie Hic sunt dracones („tutaj są smoki”) na dawnych mapach oznaczało terytoria niebezpieczne dla żeglarzy, było niczym znak drogowy „uwaga, niebezpieczeństwo”. Znak smoka umieszczali kartografowie na nieznanych terytoriach – czyli niebezpiecznych, ponieważ powszechnie było wiadomo, że prawdopodobieństwo spotkania tam smoka jest dużo większe niż w Londynie czy Amsterdamie. Średniowieczna kartografia jest znakomitym przykładem lęku przed nieznanym.

Soft skills – te dwa wyrazy wywołują u niektórych osób alergiczną reakcję.

Na jednej z debat udowadniano, że nie ma definicji kodeksowej czegoś takiego jak soft skills. Zastanawiano się nad niewłaściwością obco brzmiącego określenia (bo przecież język polski pozwala nazwać je umiejętnościami miękkimi). Inni podchodzili do problemu drobiazgowo, rozważając, jak bardzo one są „miękkie”. Jeszcze inni dochodzili do wniosku, że ponieważ są różne interpretacje tego określenia, to szkoda na nie czasu, a wszelka debata jest przedwczesna.

A gdyby te opisane przeze mnie dyskusje nie koncentrowały się na dwóch słowach soft skills, lecz potrafiły skupić się na prawdziwym problemie, jakim są kompetencje profesjonalnych prawników? I gdyby postawić pytanie: jakie kluczowe umiejętności winien mieć profesjonalny prawnik? Może byłoby łatwiej? Gdyby zerknąć do pewnego obszernego dokumentu powstałego niemal ponad 40 lat temu w American Bar Association, będącego wynikiem pracy wielu wybitnych przedstawicieli tej organizacji i odpowiedzią na pytanie, czego powinniśmy uczyć młodych prawników, to znaleźlibyśmy odpowiedź na nasze dylematy. Skoncentruję się tylko na trzech umiejętnościach: komunikacji, przekonywaniu i negocjacjach.

Komunikacja? Zdziwi się wielu z nas. Jak to? Przecież na studiach każdy z nas uczył się logiki. Czego jak czego, ale komunikacji uczyć się nie musimy. To jakaś przesada i fanaberia. Sprawdźmy zatem. Lekarzy uczy się przeprowadzania wywiadu z pacjentem, bo od tego zależą diagnoza i leczenie, czyli zdrowie i życie tego pacjenta. Kto słyszał o metodzie „lejka” dotyczącej strategii zadawania pytań w trakcie wywiadu prawnika z klientem? Słyniemy raczej ze składania oświadczeń niż słuchania i zadawania pytań. A przecież pytania to nie tylko sposób zdobywania informacji od klienta, którego widzimy po raz pierwszy w kancelarii czy w trakcie procesu negocjowania. Obserwuję to (jako mediator od ponad 15 lat) i delikatnie mówiąc, ta kompetencja jest w powijakach. Pełnomocnicy prezentują stanowiska, czyli mówią, czego chcą, i czekają na ustępstwa drugiej strony. A czego chce druga strona – nie wiadomo, bo… nikt nie zapytał. Ale przecież wcześniej, komunikując się z drugą stroną, trzeba zbudować zaufanie. Bez zaufania nie ma dobrej rozmowy ani jakiegokolwiek porozumienia. Ba!, ale jak to zrobić? Właśnie…

Kolejna kompetencja – przekonywanie. Ktoś słyszał może o jakimkolwiek szkoleniu dla prawników z tego zakresu? Bo ja nie. Nie ma potrzeby – nie ma szkolenia. A przecież od przekonywania zależy wszystko: nasza praca, nasze wynagrodzenie, wygrana w procesie czy negocjacjach. Nieskomplikowane praktyczne ćwiczenie na warsztatach negocjacji (które prowadziłem przez prawie 15 lat), a dotyczące przekonywania, „oblewa”… 95% uczestników.

I na deser trzecia kompetencja – negocjacje. Nie szkolimy się, bo mamy to we krwi i jesteśmy trochę jak pan Jourdain
w sztuce Moliera: „Daję słowo, zatem już przeszło 40 lat mówię prozą, nie mając o tym pojęcia”. Kiedyś z życzliwości mojemu dobremu znajomemu rekomendowałem szkolenie z negocjacji, nie mogąc patrzeć na jego nieustanne porażki, jednak usłyszałem: „Macieju, ja tyle negocjuję, że nie potrzebuję już żadnego szkolenia z negocjacji”. Negocjujemy tak samo, jak Jourdain mówił prozą? Czy może negocjujemy, nie mając na temat negocjacji pojęcia.

Chowanie głowy w piasek i niedostrzeganie wagi problemu niczego nie zmienia. Deprecjonowanie tych umiejętności
i wskazywanie, że liczy się tylko prawnicza wiedza, wydaje się nieco spleśniałym i średniowiecznym poglądem. Jak smoki na mapach.