Rozmowa z Martą Szatarską, radcą prawnym z OIRP w Zielonej Górze, wpisaną na listę niemieckich adwokatów izby adwokackiej w Brandenburgii, oraz instruktorką fitnessu.
Marta Szatarska
Radca prawny z Okręgowej Izby Radców Prawnych w Zielonej Górze, wpisana na listę niemieckich adwokatów izby adwokackiej w Brandenburgii. Absolwentka prawa na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu oraz Uniwersytecie Europejskim Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Specjalizuje się głównie w międzynarodowym, niemieckim oraz krajowym prawie przewozowym, prawie drogowym, ubezpieczeń komunikacyjnych oraz prawie własności intelektualnej. Instruktorka fitnessu.
Na stronie klubu fitness czytamy: instruktorka rekreacji ruchowej oraz certyfikowana trenerka zajęć Les Mills BodyPump™ oraz Les Mills Core™. Nie boi się mocnego treningu oraz nowych wyzwań. Stale poszerza swoje kwalifikacje, biorąc udział w różnego rodzaju konwencjach i warsztatach fitness. Na swoich zajęciach stawia na prawidłową technikę, bezpieczeństwo oraz świetną zabawę! Co panią skłoniło do takiej aktywności? Czy to bardziej chęć utrzymywania dobrej formy czy zamiłowanie do ruchu i sportu?
Zawsze lubiłam ruch. Na trzecim roku studiów poszłam na pierwsze zajęcia aerobiku i bardzo mi się one spodobały. Jeszcze w czasie studiów zrobiłam pierwszy certyfikat instruktora fitness i przez jakiś czas prowadziłam zajęcia. Niestety po skończeniu studiów fitness odszedł na dalszy plan. Wyszłam za mąż, urodziłam córkę, zrobiłam aplikację radcowską i nie było czasu na fitness. Nie dało się tego wszystkiego pogodzić. Miałam wówczas 25 lat. I dopiero w 2017 r., gdy dziecko już było w wieku szkolnym, wróciłam do sportu. Miałam słabą kondycję i zaczęłam chodzić na zajęcia dwa, trzy razy w tygodniu. Spodobały mi się wówczas zajęcia LesMills BodyPump (zajęcia ze sztangą). Pojechałam do Warszawy, zrobiłam szkolenie i rozpoczęłam prowadzenie zajęć w klubie fitness. Potem zrobiłam certyfikat LesMills Core. To taki bardziej dynamiczny pilates. Z czasem zajęcia zaczęły rozkręcać się bardziej i coraz więcej ludzi zaczęło na nie przychodzić. Schudłam, zaczęłam lepiej się odżywiać. Obecnie staram się nie jeść przypadkowych rzeczy, zwracam uwagę na skład produktów, liczę kalorie. Zaczęłam biegać. Im jest ciężej, tym lepiej, ale trzeba to po prostu lubić i ja tak mam.
Zamieściła pani taki wpis na portalu społecznościowym „pasja jest znacznie ważniejsza niż perfekcja wykonania” (autor C.G. Drews). Dlaczego tak pani uważa?
Staram się być skrupulatna, jeśli chodzi o technikę wykonywanych ćwiczeń. Natomiast ważne jest przede wszystkim to, by ludzi zachęcić, a nie zrazić do sportu. Ważne jest to, żeby przyjść, poznać się, zarazić się energią innych. Ludzie, których łączy pasja, są bardziej otwarci, sport pomaga budować nowe relacje i nowe przyjaźnie. Dlatego nieważna jest perfekcja, ważne, że chcesz, że się starasz. Stąd też powstał pomysł Fitness Campu, bo ludzie chcą się spotykać, integrować i wzajemnie wspierać.
To nie tylko fitness, to również różnego rodzaju zawody, w których bierze pani udział. Wiem, że zarówno pani, jak i pani drużyna zdobywacie zaszczytne zwycięskie miejsca. Proszę opowiedzieć o tych zawodach.
Tak, w klubie fitness założyliśmy swoją grupę o nazwie Shadows-Team. 17 sierpnia braliśmy udział w biegu z przeszkodami w Panowicach i nasza drużyna zajęła pierwsze miejsce, a ja trzecie miejsce w kategorii Open kobiet i pierwsze w kategorii 40+. W ubiegłym roku dodatkowo zaczęłam biegać. Pierwsze moje osiągnięcie to był bieg w kwietniu br. w Głogowie Tor Moto Cross, gdzie zajęłam drugie miejsce w kategorii Open kobiet i pierwsze w kategorii 40+. Ostatnio zajęłam też trzecie miejsce w Zielonogórskim Crossie „Parszywa 12” w kategorii 40+.
Przejdźmy zatem od pasji do pani aktywności zawodowej. Jak pani łączy tę pasję do fitnessu z działalnością prawniczą?
Praca prawnika jest wyczerpująca. Wieczorami czuję taką potrzebę, żeby po wielogodzinnej pracy przy biurku po prostu się poruszać. Mnie to odstresowuje, daje energię do działania. Zamykam komputer i biegnę do klubu. Są też oczywiście dni, kiedy nie ćwiczę. Organizm potrzebuje regeneracji. Tydzień jest dokładnie zaplanowany: kiedy jest praca, kiedy są treningi, a kiedy czas z rodziną. Zajęcia prowadzę w czwartki, piątki i soboty. Łączenie pasji z pracą zawodową nie jest proste, ale też nie niemożliwe, trzeba tylko wszystko dobrze zorganizować i poukładać. Fitness sprawia mi radość. Dzięki niemu dobrze się czuję i mam energię.
Jest pani radcą prawnym Okręgowej Izby Radców Prawnych w Zielonej Górze oraz wpisanym na listę niemieckich adwokatów izby adwokackiej w Brandenburgii. Jak rozpoczęła się pani aktywność na niemieckim rynku?
Współpraca z niemiecką kancelarią z Cottbus zaczęła się, gdy byłam aplikantką. Przełomowy był rok 2011 r. Niemcy otworzyli wówczas swój rynek pracy. Zadzwoniłam do kancelarii i powiedziałam, że chciałabym dla nich pracować. Zgodzili się mnie przyjąć. Na początku była to bardziej nauka niż praca, zwłaszcza nauka stylu pisania pism procesowych. Niemcy inaczej pracują niż polskie kancelarie, praca tam nie jest tak stresująca, jak w Polsce. Początkowo jeździłam do Cottbus trzy razy w tygodniu. Obecnie jestem partnerem juniorem w spółce. Ważne jest to, że nie muszę być tam codziennie – do biura jeżdżę dwa razy w tygodniu, w pozostałe dni pracuję zdalnie. Warto podkreślić, że niemieccy koledzy wspierają mnie w tym, co robię poza pracą. Niemcy cenią to, że ktoś ma swoje pasje.
Pomoc prawna, jakiej pani udziela, jest głównie z zakresu niemieckiego i międzynarodowego prawa przewozowego, ochrony własności intelektualnej, prawa ubezpieczeń w Polsce i Niemczech. Jakie problemy mają polscy przedsiębiorcy na rynku niemieckim?
Problem, z jakim borykają się firmy polskie, podejmując współpracę z firmą niemiecką, jest taki, że jest dużo oszustów na rynku niemieckim. To jest tak nagminne, że trudno to sobie nawet wyobrazić. Egzekwowanie zobowiązań w Niemczech jest bardzo trudne. To nie jest tak, że wierzyciel w Niemczech ma takie same prawa jak wierzyciel w Polsce. My jako wierzyciele jesteśmy zobligowani wskazywać komornikowi składniki majątkowe dłużnika. Dopiero po kilku czynnościach komornik kieruje pytanie do urzędów. W Niemczech komornik nie ma takiej swobody w działaniu jak komornik w Polsce.
Jak porównałaby pani pracę prawnika w Polsce i Niemczech?
Przede wszystkim różnice dotyczą pracy sędziów i relacji sędzia–pełnomocnik. Dlatego zdecydowanie chętniej pracuję w Niemczech niż w Polsce. W Niemczech sędzia i pełnomocnik są kolegami, partnerami, nie ma między nimi dysproporcji. Pełnomocnik zawsze mówi z pozycji siedzącej, nie zwraca się „wysoki sądzie”, lecz „pan”, „pani”. Pełnomocnicy współpracują z sądem. To powoduje inny rozkład sił na rozprawie. Ponadto w Niemczech jest luźniejsze podejście do terminów. Sądy wyznaczają długie terminy i pełnomocnicy mogą je przedłużać. Za pierwszym razem bez zgody, a za drugim za zgodą drugiej strony. Natomiast nie wydłuża to absolutnie procesów. Pierwsza rozprawa jest zawsze rozprawą pojednawczą. Jeśli strony nie dojdą do porozumienia, to zaczyna się proces. Sąd referuje sprawę, nie ma protokolanta, tylko wszystko jest nagrywane. Już na samym początku sąd daje stronom wskazówki i ocenia, w jakim kierunku sprawa zmierza. Jest to bardzo pomocne w dalszej pracy i nie naraża klienta na dodatkowe niepotrzebne koszty. Dlatego sprawy w Niemczech bardzo często kończą się ugodami.
Gdy dzwonię do sądu, to rozmawiam z sędzią, a nie z sekretarką. To jest zupełnie inny komfort pracy. Życzyłabym sobie takiej pracy sądów w Polsce i takich relacji między sędziami a pełnomocnikami jak w Niemczech. Tego życzę wszystkim radcom prawnym w Polsce.
Rozmawiała Wiesława Moczydłowska