Tragiczna historia śmierci mężczyzny pod kołami BMW na warszawskiej ulicy spowodowała, że w naszym kraju zmieniły się przepisy drogowe. A sprawa karna kierowcy znalazła właśnie prawomocny finał sądowy.
Tym zdarzeniem z 20 października 2019 r. żył cały kraj. Chodnikiem wzdłuż ulicy Sokratesa na warszawskich Bielanach idzie trzyosobowa rodzina: Magdalena, Adam i ich trzyletnie dziecko w wózku. Jak zwykle o tej porze nieśpiesznie wyruszyli na niedzielny spacer. Zbliżyli się do przejścia dla pieszych, by zmienić stronę drogi. Zwykłej, dwupasmowej, żadna ekspresówka.
Weszli na zebrę. Idąc po niej, kobieta zarejestrowała, że przed pasami zatrzymał się jakiś samochód, by pozwolić im przejść. Więc szli. Aż usłyszała przeraźliwy pisk hamulców innego auta i zobaczyła lecące w powietrzu ciało jej męża. Ten chwilę wcześniej, widząc pędzący z oddali samochód, pchnął swą żonę i wózek dziecka w stronę chodnika. Sam nie zdołał umknąć z drogi, na którą padł po zderzeniu z samochodem. – Widok męża w kałuży krwi towarzyszy mi każdego dnia – mówiła w sądzie Magdalena.
Swoim podrasowanym BMW ulicą Sokratesa gnał Krystian O., 33-letni mechanik samochodowy. Auto kupił rok wcześniej, jak mówił, do „rekreacyjnej jazdy”. Tym razem chciał podjechać na lotnisko na Bemowie, by pooglądać samoloty. Miał czas, nigdzie się nie śpieszył. A mimo to pędził na złamanie karku i nie miał najmniejszej szansy się zatrzymać przed samochodem, który stanął przed zebrą i czekał, aż para z wózkiem przejdzie na drugą stronę. Krystian wcisnął hamulce i postanowił zjechać na drugi pas. Tam doszło do tragedii. Wyhamowałby, gdyby poruszał się z dozwoloną prędkością do 50 km/h. Jechał o wiele szybciej.
ŚLEDZTWO I ZAPOWIEDZI ZMIAN
Jak zwykle, gdy wydarzy się podobna tragedia, do głosu dochodzą politycy. Wkrótce po tych zdarzeniach premier Mateusz Morawiecki i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedzieli zaostrzenie kar. Władze Warszawy z kolei obiecały audyty bezpieczeństwa w innych podobnych miejscach miasta i lepsze oznaczenie przejść dla pieszych. To na Sokratesa doczekało się dodatkowych znaków jako jedno z pierwszych.
Ruszyło też śledztwo Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz w sprawie wypadku. Krystian O. decyzją sądu trafił do aresztu tymczasowego. Najtrudniejsze było ustalenie kwalifikacji prawnej czynu kierowcy. Początkowo śledczy zarzucili mu spowodowanie wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym, w którego wyniku pod kołami samochodu zginął pieszy, oraz sprowadzenie zagrożenia utraty życia na jego żonę i dziecko, którzy przeżyli tylko dzięki refleksowi ofiary. Za takie przestępstwo grozi do ośmiu lat więzienia. Jednak jeszcze w trakcie śledztwa prokurator doszedł do wniosku, że to nie był zwykły wypadek, tylko zabójstwo, dokonane z tzw. zamiarem ewentualnym, czyli w sytuacji gdy sprawca ma świadomość konsekwencji swego postępowania i się z nimi godzi. To zaś powoduje, że sprawcy grozi kara od ośmiu lat więzienia nawet do dożywocia.
Śledztwo dostarczyło ciekawych odkryć o pojeździe Krystiana O. Jego podrasowane auto w ogóle nie powinno być dopuszczone do poruszania się po publicznych drogach – a przegląd na stacji diagnostycznej bez problemów przeszło. Na użytek śledztwa i procesu biegli wskazali, że zdemontowano w nim czujnik ABS i przerobiono układy: kierowniczy oraz hamulcowy, a także zawieszenie. Odchylone od pionu koła było widać gołym okiem. To ustawienie znane z aut przeznaczonych do tzw. driftu, czyli ścigania się po zakrętach. BMW pochodziło z rynku brytyjskiego i oryginalnie miało kierownicę po prawej stronie, ale Krystian O. (przypomnijmy, mechanik samochodowy) zarzekał się, że nic o przeróbkach nie wiedział.
JAK SZYBKO JECHAŁ
W końcu Sąd Okręgowy w Warszawie otrzymał prokuratorski akt oskarżenia. Krystian O. odpowiedzieć miał za zbrodnię. Procesem interesowała się opinia publiczna, choć oskarżony wolał, by sprawa toczyła się niejawnie. Sąd jednak się na to nie zgodził. Krystian O. nie przyznał się do zarzuconego mu zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Przepraszał, zapewniał, że ciężko mu żyć, mając na sumieniu życie męża i ojca. Zarzekał się, że ulicą Sokratesa, którą dobrze znał, nie jeździł nigdy szybciej niż 90–100 km na godzinę. Że nie wiedział, że samochód jadący przed nim będzie się zatrzymywał, nie widziałem też jego świateł stopu. – Chciałem uniknąć zderzenia, dlatego go ominąłem. Wtedy zauważyłem postać, cień osoby, i zacząłem hamować – mówił w sądowych wyjaśnieniach. Zarzekał się, że kontrolował prędkość kątem oka, jak każdy kierowca. – Fakt, przekroczyłem – przyznawał. Dlaczego? – Po prostu. Przed pasami oślepiło mnie słońce, a po tym, jak to się stało, sam zadzwoniłem po pogotowie i czekałem na miejscu – dodał jeszcze.
Sąd drobiazgowo ustalał, z jaką prędkością Krystian O. jechał ulicą Sokratesa. Według biegłych BMW pędziło 136 km/h. Manewr hamowania kierowca podjął około 72,5 m przed pasami, co przy takiej prędkości przemierzył w jakieś 2 s. On sam twierdził, że zaczął hamować 35 m od przejścia.
Oskarżyciel publiczny i pełnomocniczka żony ofiary wypadku wnieśli o uznanie Krystiana O. za winnego zabójstwa drogowego i skazanie go za to na 15 lat pozbawienia wolności. – Mamy przesłanki, aby sądzić, że to było zabójstwo, którego oskarżony wprawdzie nie chciał popełnić, ale miał świadomość, że sytuacja drogowa, w jakiej się znalazł, do której doprowadził, w rezultacie skończy się śmiercią osoby. Godził się na to i przewidywał, że taka możliwość istnieje – przekonywała w mowie końcowej mec. Marta Zakrzewska, pełnomocniczka oskarżycielki posiłkowej. Oskarżony, jadąc ulicą Sokratesa, minął jeszcze kilka innych dobrze oznakowanych przejść dla pieszych – dodawała.
Obrona kierowcy chciała zmiany kwalifikacji czynu na nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, bo dowodziła, że nie ma przesłanek do skazania za zbrodnię zabójstwa. – Mój klient nie przejechał czerwonego światła, nie kontynuował jazdy z ogromną prędkością w sytuacji dostrzeżenia zagrożenia w postaci możliwości potrącenia pieszego i wreszcie podjął manewr obronny hamowania, co absolutnie wyklucza kwalifikację z art. 148 Kodeksu karnego – mówił mec. Tomasz Ode.
Wątpliwości co do kwalifikacji w sprawie były od początku i do końca pozostały. Sąd pierwszej instancji przed wyrokiem uprzedzał o możliwości uznania czynu oskarżonego za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym – art. 177 § 2 k.k. I tak orzekł – choć niejednogłośnie, odrzucając oskarżenie o zabójstwo. Krystian O. został skazany za spowodowanie śmiertelnego wypadku. Wyrok: 7 lat i 10 miesięcy więzienia oraz 15-letni zakaz prowadzenia pojazdów. Dwóch z trzech ławników w pięcioosobowym składzie orzekającym było zdania, że kierowca BMW jest winny zabójstwa.
– Oskarżony podjął manewry obronne: hamowanie i skręt w lewo, by uniknąć uderzenia pieszego – argumentowała sędzia. Oczywiście przy tej prędkości nie miał szans zatrzymania samochodu przed pieszym, niemniej jednak podjął manewry obronne, co wyklucza, że godził się na śmierć – mówił sąd, uznając też, że nie ma dowodów, by Krystian O. wiedział o wszystkich przeróbkach jego auta.
ZIARNO NIEPEWNOŚCI
I faktycznie, właśnie na tych wątpliwościach obrona i oskarżenie oparły swe apelacje, które w marcu, a więc trzy i pół roku po tragedii, rozpoznał warszawski sąd apelacyjny. Odrzucił wnioski obrony o powołanie biegłego, który miałby stwierdzić, czy Adam G., a więc ojciec, który ochronił swą rodzinę, a sam zginął pod kołami BMW, przyczynił się do swej śmierci. Sąd powołał natomiast innego biegłego ds. rekonstrukcji zdarzeń drogowych, który oszacował, że w chwili potrącenia pieszego samochód Krystiana O. pędził z prędkością 95 km/h – a więc prawie dwa razy szybciej, niż było wolno w tym miejscu. A zanim zaczął hamować, jechał nawet 126,5 km/h. Sąd musiał powołać nowego biegłego, bo zauważył, że osoba, która wcześniej występowała jako biegły w sprawie, pracowała na miejscu tragedii dla policji i prokuratury – a ról technika i biegłego łączyć nie wolno.
Apelacja skończyła się nieznacznym obniżeniem kary sprawcy – z 7 lat i 10 miesięcy do 7 lat i 6 miesięcy więzienia. Pozostała część wyroku została utrzymana w mocy, łącznie z nałożonym na sprawcę 15-letnim zakazem prowadzenia pojazdów. – Oskarżony podjął manewr hamowania i swoim nieudanym manewrem zamanifestował spóźnioną wolę uniknięcia wypadku drogowego. Spóźnioną, bo nie mógł tego wypadku w tych warunkach uniknąć. Nie chciał spowodowania śmierci w zamiarze ewentualnym, aczkolwiek działał ze skrajną nieumyślnością – mówił, uzasadniając orzeczenie, sędzia Sławomir Machnio.
INNA CYWILIZACJA
Wyrok życia Adamowi G. nie zwróci. Sprawa jednak była impulsem do zmiany przepisów, która z trudem, ale powoli przyjmuje się na polskich drogach. A bezpiecznie na nich nie jest. W 2022 r. w wypadkach drogowych w Polsce zginęło niecałe 1,9 tys. osób. Przed pandemią było to około 3 tys. osób. Być może także z powodu zaostrzenia kar za drogowe wykroczenia.
Jednak najważniejsza zmiana w przepisach zaszła w 2021 r., gdy uchwalono i wprowadzono w życie regułę, że pieszy na przejściu ma bezwzględne pierwszeństwo i trzeba mu go ustąpić. Było wiele strachu, że nowelizacja zostanie okupiona wieloma tragediami. Na szczęście jednak zdaje się to nie potwierdzać i wreszcie zaczynają u nas obowiązywać zasady cywilizowanego świata.
Oby pamiętali o tym kierowcy z ciężką stopą.