Na początku był CHAOS

0

W połowie stycznia zadzwonił do mnie kolega mecenas. Człowiek zacny i bywały, o nieskazitelnej opinii i niepodważalnym zawodowym dorobku. Właśnie zlikwidował swoją kancelarię i postanowił bezwarunkowo nie wracać do zawodu.

Wszedłem w wiek emerytalny i nie chce mi się już zajmować cudzymi problemami. Pragnę też wykorzystać czas, który mi pozostał, i trochę nacieszyć się życiem… Oczywiście, o ile zdrowie pozwoli”.

„Pogratulować” – rzuciłem z nieukrywanym uznaniem.

„Mam jednak problem. Odziedziczyłem udziały w dużej kamienicy. Wynajmuję kilka mieszkań i dwa lokale użytkowe. Przyznaję jednak, że nie wiem, jaką mam wybrać formę opodatkowania uzyskiwanych dochodów. Kiedyś to było stosunkowo proste, ale dzisiaj zupełnie się w tym pogubiłem. Doradcy podatkowi, gdy usłyszą, że jestem prawnikiem, zaczynają nerwowo się zastrzegać, że to nie jest takie oczywiste i trzeba zrobić symulacje. Że zmiany wprowadzone przez Polski Ład nie są jeszcze do końca sprawdzone itp. itd. Najchętniej odesłaliby mnie do jakiegoś innego biura…”.

Pokiwałem bez słowa głową.

„Dzwonię więc do ciebie, bo pomyślałem, że może mi coś podpowiesz”.

To jest znak czasów. Prawnik, mecenas, z doświadczeniem zawodowym, szuka pomocy przy próbie wyboru formy opodatkowania przychodów z nieruchomości. Nie on jeden. A co mają zrobić zwykli zjadacze chleba, niemający z prawem żadnych związków?

Interpretacja przepisów prawa jest jednym z podstawowych elementów wykonywanego przez nas zawodu. Mamy do dyspozycji coraz skuteczniejsze narzędzia ze sztuczną inteligencją na czele nadchodzących zmian. Ale decyzje musimy podejmować sami, w imieniu własnym lub naszych klientów. I co gorsza – na własne i ich ryzyko. Czy z tego chaosu da się jednak zawsze wybrać właściwe rozwiązanie? W tej sprawie doświadczenie już dawno nauczyło mnie pokory.

W latach 90. ubiegłego stulecia prowadziłem przed sądem przez kilka lat sprawę o zapłatę znacznej kwoty. Mój klient był importerem towarów z zagranicy. Przesyłki nadchodziły cyklicznie do Europy i były przez niego odbierane w jednym z portów. Część płatności niektórych z przesyłek była odroczona i zabezpieczona wekslem in blanco, wystawionym przez firmę importera i poręczonym przez właściciela firmy i jej prezesa. Po zapłacie całej ceny weksle wracały do importera, ale jeden nie wrócił. Zagraniczny dostawca postanowił wykorzystać ten weksel dla wystąpienia o zapłatę innego, spornego między stronami, roszczenia. Reprezentowała go duża, międzynarodowa kancelaria z siedzibą w Warszawie. Po złożeniu pozwu sąd nie wydał nakazu zapłaty, bo do pozwu załączono uwierzytelnioną notarialnie kopię weksla, a nie oryginał. Cwaniacki ruch, niegodny dżentelmenów. Wszyscy, nie wyłączając sądu, wiedzieli, że nie był to błąd, lecz zamierzone działanie powodów. W sprawie odbyło się wiele rozpraw, przesłuchiwano wielu świadków. Wreszcie sąd pierwszej instancji oddalił wszystkie roszczenia pozwu, uznając, że dochodzone i naniesione na weksel roszczenie nie istniało. Oczywiście sprawa trafiła do drugiej instancji, która również stanęła po stronie pozwanych.

Kasacja skierowana do Sądu Najwyższego została odrzucona. Sukces okupiony był jednak wieloletnią pracą, stresem i niemałymi kosztami.

Wiele lat później natknąłem się przypadkiem na orzeczenie Sądu Najwyższego wraz z komentarzem, dotyczące bardzo podobnego stanu faktycznego. Z niemałym zdziwieniem dowiedziałem się, że w okresie, którego dotyczyła opisana sprawa, wystawienie przez polskiego importera weksla w obrocie towarowym z zagranicą, nie wyłączając weksla in blanco, wymagało zezwolenia dewizowego. Brak takiego zezwolenia skutkował nieważnością weksla. Czyli cała ta sprawa mogła zakończyć się najpóźniej na pierwszej rozprawie, po pozyskaniu przez sąd informacji o braku zezwolenia dewizowego. Nie zauważyłem tego ani ja, ani strony procesowe z ich pełnomocnikami, ani też sądy wszystkich trzech instancji.

Chaos legislacyjny i rodzący się dynamicznie na początku lat 90. polski kapitalizm w jakimś stopniu można uznać za przyczynę takiego ówcześnie stanu rzeczy.

Na początku był CHAOS. Ale dlaczego w tej sprawie wciąż niewiele się zmieniło?