Jakie były nastroje w środowisku prawniczym w ?przeddzień? utworzenia zawodu radcy prawnego?
To była atmosfera absolutnie nie do powtórzenia. Atmosfera zaufania i wspólnego dążenia do celu. Panowało wśród nas powszechne przekonanie, że musimy wyodrębnić zawód radcy prawnego jako samodzielny i posiadać własny samorząd, który miałby istotny wpływ na wszystkie sprawy związane z zawodem, na: aplikacje, szkolenia, programy.
Mieliśmy różne poglądy, funkcjonowały wówczas rozmaite organizacje. Udało się jednak działać razem, bo panowała całkowita, jednocząca nas wszystkich zgoda co do konieczności uchwalenia Ustawy o radcach prawnych oraz powstania samorządu.
Na jakie wsparcie mogli liczyć radcy w okresie tworzenia zawodu, a następnie jego profesjonalizacji?
W tamtym czasie na takie inicjatywy społecznego zaangażowania nie było żadnych środków. Nie było organizacji. Wiedzieliśmy jednak doskonale, że aby jednoczyć samorząd trzeba mieć możliwość dotarcia do zainteresowanych przez środki masowego przekazu. Dlatego podjęliśmy próbę stworzenia własnego periodyku – ?Radcy Prawnego?. Najpierw, przez jakiś czas ukazywał się ?Biuletyn Radców Prawnych? ? była to oczywiście prasa na miarę ówczesnych możliwości drukarskich. Wiedzieliśmy jednak już wtedy, że trzeba tworzyć coś co by nas jednoczyło, coś za pośrednictwem czego moglibyśmy przekazywać interesujące nas informacje. Dodam, że byłem pierwszym redaktorem naczelnym tego pisma.
Mieliście liderów w kształtującym się samorządzie?
Chcę podkreślić jedną rzecz: nie byłoby zawodu radcy prawnego, nie udałoby się doprowadzić do jego powstania, gdyby nie ogromne zaangażowanie niektórych osób. Przeciwników mieliśmy ogromnych ? począwszy od Państwowego Arbitrażu Gospodarczego na Komitecie Centralnym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej kończąc. I nie udałoby się wygrać naszej sprawy, gdyby nie tacy ludzie jak m.in. Andrzej Kalwas, Władysław Dmochowski czy mecenas Mikołajewski. Myśmy się doskonale rozumieli. To nas łączyło.
Co było ważne w dialogu z władzą?
Potrafiliśmy doskonale przedstawiać nasze problemy, a to w tamtych czasach nie było takie proste. Mieliśmy jednak ułatwiony dostęp do Sejmu. Marszałkiem Sejmu był wówczas ludowiec, podobnie jak szefem Kancelarii Sejmu. Do naszego ugrupowania należał również Przewodniczący Komisji Ustawodawczej. Oznaczało to bezpośredni dostęp do władzy, możliwość uczestnictwa w komisjach, a co za tym idzie przekazywania swoich uwag. Przede wszystkim jednak łączyła nas koleżeńska więź. I jeszcze jedno: gdyby nie zdecydowane poparcie działań naszego środowiska przez pozytywnych działaczy Zrzeszenia Prawników Polskich to też byłoby trudno stworzyć zawód. Trzeba mieć świadomość, że działaliśmy w ramach tego zrzeszenia i z poparciem obecnych tam wielu postępowych osób. Wśród nich na szczególne wyróżnienie zasługuje profesor Adam Łopatka (polski prawnik, profesor nauk prawnych, teoretyk państwa i prawa, wysokiej rangi funkcjonariusz państwowy PRL ? dop. red.), który również był zdecydowanym zwolennikiem powstania samorządu radców prawnych.
Mogliście liczyć na prasę?
Jeśli chodzi o wsparcie prasy to było ono uzależnione od tego, jakie kto reprezentował poglądy. Na pewno jednak nie mieliśmy takiego poparcia jakie ono obiektywnie było możliwe. Raczej w stosunku do naszej działalności podnoszono różnego rodzaju zarzuty, czy zastrzeżenia, słuszne lub nie. Odpowiednią atmosferę tworzyliśmy wówczas głównie w prasie regionalnej. Tam przeważnie pokazywano pozytywne działania radców prawnych. To tam przebijały się nasze działania.
Radcowie prawni musieli być wtedy mocno związani z zakładami pracy ? czy ich kierownictwa wspierały profesjonalizację zawodu radcy prawnego, były neutralne czy wręcz przeciwnie?
Było z tym różnie. Zakłady pracy głównie interesowały się tym by radca je reprezentował. A to czy trzeba było przejść przez arbitraż z daną sprawą czy nie, to im było obojętne. Były jednak próby penetrowania środowiska, przeszkadzania nam. Kiedyś zostaliśmy wezwani z Andrzejem Kalwasem do Komitetu Centralnego na spotkanie, w którym uczestniczył również prezes Państwowego Arbitrażu Gospodarczego. Byliśmy tam przepytywani na okoliczność różnych spraw, prowadzono z nami dyskusje.
Jaką taktykę można było zastosować wobec takich podchodów?
Ukazywaliśmy nasze problemy merytorycznie. Byliśmy wyszkoleni niczym psy myśliwskie ? patrzyło się wtedy na wszystkie strony. Zwracaliśmy uwagę na pozytywną działalność: na konieczność organizacji konferencji i szkoleń prawniczych. W tym przypadku nie można było nam uczynić jakiegokolwiek zarzutu, bo chodziło przecież o podnoszenie kwalifikacji.
A później władza wsłuchiwała się w Wasze pomysły?
Pamiętam jak premierem został generał Wojciech Jaruzelski. Zapowiedział wówczas dużą zmianę prawa gospodarczego. W związku z czym przedłożyliśmy mu cały program tego, jak my widzimy te zmiany.
I wziął pod uwagę sugestie?
Gdy później zostałem szefem drugiego co do wielkości klubu parlamentarnego miałem okazję z nim porozmawiać. Do spotkania doszło, ponieważ generał Jaruzelski był ciekawy, dlaczego wstrzymałem się przed poparciem jego kandydatury na prezydenta. Wyjaśniłem, że kiedyś w imieniu środowiska, które wezwał przedstawiłem propozycję zmian w prawie gospodarczym (a my wiedzieliśmy wtedy, co warto zmienić) i nigdy nie doczekałem się odpowiedzi. On mi odpowiedział, że nigdy się z tym nawet nie spotkał.
Dopiero w kolejnych latach, w następstwie nabycia doświadczeń parlamentarnych przekonałem się jak wygląda to sito. Że przekazuje się to, co komuś odpowiada, a resztę się wyrzuca.
Gdyby mógł Pan w kilku zdaniach podsumować czas tworzenia się profesji to na co zwróciłby Pan szczególną uwagę?
Przede wszystkim to była ogromna mobilizacja środowiska. Przypomnę, bo mało kto o tym dziś pamięta: przez Konferencje Kołobrzeskie przeszło ponad 15 600 radców prawnych. To była kuźnia i zaczątki samorządu. Ludzie wiedzieli, do czego się dąży. Tam wykuwaliśmy projekt Ustawy o Radcach Prawnych oraz projekt o samorządzie.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał J.M.