W sierpniu 1969 r. na farmie hodowcy bydła Maxa Yasgura w Bethel w stanie Nowy Jork odbył się legendarny festiwal muzyki rockowej Woodstock. Wzięło w nim udział ok. 400 tys. widzów. Przez kilka dni i nocy grali najwięksi muzycy tamtych czasów. Hasłem przewodnim festiwalu było „Love, Peace and Happiness”. Festiwal stał się ponadczasowym symbolem i ikoną pokolenia długowłosych dzieci kwiatów.
W Polsce poznawaliśmy atmosferę tego wydarzenia po kawałku. Docierały do nas fragmenty nagrane na płytach, a potem film dokumentalny nakręcony podczas festiwalu. W 1970 r. film ten otrzymał Oscara, co wcale nie oznaczało, że wszedł powszechnie na nasze ekrany. Jest jednak faktem, że dla kilku już pokoleń Polaków festiwal ten miał znaczenie nie mniej symboliczne.
Na początku lat 90. XX w. Jerzy Owsiak, twórca Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, nawiązując do tej symboliki, zorganizował festiwal muzyczny pod nazwą Przystanek Woodstock.
Pierwsza edycja odbyła się w 1995 r. w Czymanowie nad Jeziorem Żarnowieckim. Od roku 2018 festiwal nosi nazwę Pol’and’Rock Festival. Jego ostatnie edycje organizowane są na rozległym lądowisku nieopodal Czaplinka nad jeziorem Drawsko.
Piątek 4 sierpnia, ok. godz. 17.00. Dojeżdżam do Czaplinka od strony Wałcza. Już z daleka widzę stojące na poboczu samochody. Ruch gęstnieje, pojawiają się radiowozy migające niebieskimi światłami. Dojeżdżam do skrzyżowania z boczną drogą, którą idą dziesiątki ludzi. Skręcam. Policjant nakazuje, by jechać dalej. Pouczony uprzednio przez naszego kolegę Michała, w widocznym miejscu wykładam przepustkę z numerem rejestracyjnym mojego samochodu. To otwiera mi przejazd przez kolejne punkty kontrolne. Nie wiem, w którą stronę mam jechać, ale trzymam się kierunku, w którym idzie gęsty tłum. Znowu mnie zatrzymano.
– Dokąd pan jedzie? – młody człowiek w pomarańczowej kamizelce nachylił się w moją stronę.
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Dostrzega moją przepustkę: Rock camp! Prosto…
Dojeżdżam do wielkiego parkingu. Z daleka słychać muzykę, a zwłaszcza przebijające się basowe dźwięki gitary. Po lewej i po prawej stronie betonowego pasa stoją setki namiotów. Na ogół małe, dwu-, trzyosobowe, ale zdarzają się i większe. Tworzą namiotowe miasto. Sektory są ogrodzone. Przy drodze pierwsza sieć ustawionych rzędami niebieskich toi toiów. (Rano będą do nich stały w kolejce setki ludzi. Kolejka będzie miała ponad 200 m). Mam w telefonie na mapie Google`a pinezkę, więc bez trudu znajduję namioty oznaczone „Pierwsza pomoc prawna”. To „nasi”. Teraz muszę jeszcze znaleźć radcowskie stoisko. Wszędzie pełno ludzi. Chodzą, wydaje się, bez celu, ale to złudzenie. Atmosfera pikniku. W większości kolorowo ubrani młodzi ludzie, ale nie wyłącznie. Znajduję radcowski namiot. Krzątają się tam radczynie i radcowie poubierani w niebieskie T-shirty. Odbywa się właśnie kolejna runda Koła Tortury. Stoi w kolejce kilkanaście osób. Pytania są podchwytliwe. Dobra odpowiedź na wylosowane na kole pytanie nagradzana jest brawami i śmiechem. Oczywiście są też nagrody rzeczowe. Zła odpowiedź również wywołuje śmiech, ale „za karę” trzeba pięć razy zrobić przysiad. Przed chwilą skończyło się spotkanie z byłym Marszałkiem Sejmu Józefem Zychem, pierwszym Prezesem KRRP. Frekwencja była nadspodziewanie wysoka. Za chwilę odbędzie się kolejny wykład na temat mediacji. Potem zainscenizowana rozprawa, a w niej dzieci będą wcielać się w role stron rozprawy sądowej. I tak dzień w dzień. Radca prawny to brzmi tutaj dumnie. Wyjątkowo.
Późnym wieczorem schodzimy się do naszego obozowiska. Nasza radcowska ekipa jest pełna energii, ludzie są zmęczeni, ale pełni entuzjazmu, bardzo otwarci i towarzyscy. Świetna ekipa, zgrany zespół. Głównie z izby poznańskiej, ale także koszalińskiej, olsztyńskiej, gdańskiej, rzeszowskiej, warszawskiej i wrocławskiej. Jest też krajówkowa wiceprezes i nasz poznański wicedziekan.
Ranek rześki. Poranna toaleta wymaga cierpliwości. Zadziwia prysznic pod chmurą. I dziesiątki chętnych. Ruszamy do naszego stoiska. Tam ruch i wielu zainteresowanych. Wszystko się bardzo udało. With a little help from our friends.