Nieistniejący prawnik wygłaszający mowę końcową przed sądem. Sprawa o zabicie, w której „wypowiada” się sam zmarły. Prawdziwy hazard fikcyjnymi przedmiotami i prawdziwie niebezpieczne spotkania wirtualnych wrogów. Niebezpieczna przyszłość? Wszystkie scenariusze już się wydarzyły.
Jak sobie z nimi radzić? Co w ich kontekście może zrobić prawo, a czego właśnie nie może? Pomówmy o aspektach technologii, które nieraz są pomijane w dyskusji o prawie.
Na wokandzie
A zacznijmy od wspomnianych na początku scenariuszy sprzed amerykańskiego sądu. Jak wspomniałem – obydwa są prawdziwe. I co więcej – mają różny finał.
Jerome Dewald zamierzał wesprzeć się wygenerowanym w AI awatarem – postać zaczęła już wypowiadać w jego imieniu stanowisko. Zaczęła – ale nie skończyła, szybko jej przerwano. Zrobiła to sędzia Sallie Manzanet-Daniels i wprost wyraziła niezadowolenie z tego rodzaju próby. Udzieliła Jerome’owi donośnej reprymendy i zabroniła stosowania argumentacji formułowanej w ten sposób.
Pomówmy też o sprawie zabicia Chrisa Pelkeya. Podczas procesu mężczyzna miał okazję wypowiedzieć się „osobiście” – jego głos i wizerunek w awatarze z AI opowiadały przez niemal cztery minuty. W rzeczywistości awatara, a przede wszystkim wypowiadany przez niego tekst, stworzyła siostra zmarłego. Rzekomy Chris zdołał między innymi podziękować sędziemu za pracę czy też przebaczyć sprawcy swojej śmierci. Czy tak zrobiłby prawdziwy? Czy to dobry pomysł, że pozwolono wypowiedzieć się wirtualnemu?
I najważniejsze, zarówno w sprawie Chrisa, jak i Jerome’a – od czego właściwie zależały decyzje o odpowiednio odmowie i przyjęciu takich wypowiedzi? Naturalnie od decyzji sądu, ale czym popartej pod kątem prawnym? Ustawodawca raczej tego rodzaju scenariusza nie przewidział, więc sędziowie musieli posiłkować się przepisami istniejącymi w momencie zaskoczenia ich takimi pomysłami. Może powinni mieć bardziej konkretne wytyczne?
Może warto byłoby przewidzieć wystąpienie tych nieuniknionych scenariuszy także w polskich sądach?
Hazard
Pewnie nie każdy czytelnik wie, czym jest loot box. To możliwe do kupienia w grach komputerowych paczki, z których wylosują się nam odpowiednie dla gry „rekwizyty” – od piłkarzy po miecze itp. Problem w tym, że kupienie jest możliwe nie tylko za walutę dostępną w grze – także za tę prawdziwą. Giganci tworzący gry dzięki tego rodzaju zakupom – nieraz dokonywanym przez niepełnoletnich – zarabiają jeszcze więcej.
Zostawmy jednak aspekt moralny i dzieci i zastanówmy się, czy to przypadkiem nie jest hazard? Płacimy prawdziwymi pieniędzmi, efekt jest absolutnie losowy – a jednocześnie może być całkiem sporo warty. Tak w kwietniu 2018 r. stwierdził belgijski rząd. Uznał, że w dłuższej perspektywie zawsze zwycięża wydawca – tak jak w typowym hazardzie zawsze wygrywa kasyno. W konflikcie z firmą EA ostatecznie jednak to ona poległa. Z kolei polski rząd w 2019 r. miał jednak bardziej liberalne wobec loot boxów stanowisko: „Sam element losowości w danym przedsięwzięciu nie przesądza o hazardowym charakterze danej gry. W praktyce może występować wiele przedsięwzięć, które częściowo mają charakter losowy, jednak nie są one hazardem”.

Czy nie zmieni go afera wokół KeyDropa? Przekonamy się, ale zapewne najpierw trzeba ją tu opisać. Strona pozwalała kupować loot boxy, a następnie wymieniać otworzone przedmioty („skiny” do gry Counter-Strike) na realną gotówkę lub odsprzedawać. Krótko mówiąc – tu już nawet nie mieliśmy do czynienia z próbą używania w grze, tylko po prostu kupowaniem wirtualnych pudełek w ciemno i handlem ich ostateczną zawartością.
Sytuacja została nagłośniona przez youtubera o pseudonimie Konopskyy, a główne uwypuklone w niej elementy to brak weryfikacji wieku przy ogromnej skali 12 mln użytkowników oraz uzależniający charakter i promowanie przez licznych popularnych twórców internetowych. Nie informowali oni o hazardowym ryzyku, pozorowali w porozumieniu z serwisem swoje wygrane i ostatecznie usiłowali dyskretnie usunąć ślady swoich współprac. W listopadzie 2023 r. Ministerstwo Finansów wpisało KeyDrop na czarną listę stron hazardowych i zablokowało dostęp do niego w naszym kraju.
Realne konflikty wirtualnych postaci
Zostańmy jeszcze przy wątku gier komputerowych. Niektórzy mają pokusę, by np. poruszać się po jakiejś grze postacią bardzo zaawansowaną, wzbudzać respekt i nie musieć nawet „miażdżyć” potencjalnych przeciwników. Miewają też pokusę pójścia na skróty – czyli przejęcia takiej postaci od kogoś, kto ją wypracował. I oczywiście – za jak najbardziej prawdziwe fundusze. Co na to prawo?

Tym razem odpowiedź będzie naszą ulubioną i zabrzmi – to zależy. Konkretniej natomiast kluczowy kontekst brzmi „jaka to gra”. Przykładowo Tibia pozwala na transakcje tego typu, odbywa się to wewnątrz mechanizmu gry. Częściej jednak sytuacja jest taka, że gra za manewry tego rodzaju grozi blokadą konta – mimo wszystko dzieje się to nieoficjalnie, a portale typu Allegro czy eBay pełne są ofert. Nie tylko kupna postaci zresztą, np. wirtualna ziemia w Entropia Universe sprzedana została za bagatela 2,5 mln dol.
Na koniec jeszcze jeden aspekt prawny relacji ze świata wirtualnego. Nierzadko zdarzają się tam kradzieże tożsamości, cyberstalking czy groźby i co najgorsze – również ich realizacja „na żywo”. Przykładem jest napaść na 21-letniego mieszkańca Dąbrowy Górniczej, pobicie, przyłożenie do szyi nożyczek i zmuszenie do podania hasła do Tibii – a następnie przejęcia postaci o wartości 1 tys. zł.
Podsumowanie
Bagatelizowanie wirtualnej rzeczywistości przez prawników nie jest dobrym pomysłem – nieraz przekłada się ona na tę prawdziwą bardzo dosłownie i wręcz brutalnie. Zwłaszcza jednak finansowo lub w kwestii decyzji, co z nią zrobić przy użyciu przed sądem.
Zagadnienia opisane przeze mnie powyżej wciąż jeszcze traktujemy jako egzotyczne ciekawostki – można się jednak spodziewać, że tak jak małżeństwa poznane w Internecie, tak i one wkrótce staną się codziennością. Warto być na to przygotowanym zarówno od strony tworzenia przepisów, jak i wiedzy, jakie paragrafy w razie potrzeby zastosować.
TOMASZ PALAK
radca prawny, prelegent, autor artykułów na www.tomaszpalak.pl i w prasie, wykładowca WSB, WSAiB, WSEI i UTH