Już w czasach staropolskich (do XVIII w.) istniał zwyczaj obdarowywania w Wigilię prezentami bliskich i służby. Inni mogli na nie liczyć, chodząc po kolędzie. Weszło w zwyczaj, że wiejscy parobkowie, organiści, nauczyciele? odwiedzali w tym czasie dwory, domy i chaty. Konkurencja była niemała, więc nieraz dochodziło do burd. Dlatego też ustawy cechowe zabraniały rzemieślnikom zbytniego raczenia się alkoholem, z kolędy mieli wracać ?trzeźwi i zdrowi? i dopiero po rozliczeniu się z pieniędzy mogli oddać się zabawie1.
Choć zdarzały się i gorsze wybryki, przeciwko którym trzeba było występować w przepisach. Statut krakowski z 1408 r. zauważał, że wskutek diabelskiej pokusy i nadużyć złych ludzi podczas kolędy mają miejsce zabójstwa, kradzieże i inne zbrodnie[1].
Jak wspomina J. Kitowicz, po kolędzie chodzili także księża, wychwalając w krótkiej przemowie przyjście Pana, błogosławiąc i egzaminując służbę domową z katechizmu. W wiejskich domach otrzymywali oni za taką duchową posługę: słoninę, sery, grzyby suszone, a nawet kury. W rodzinach bardziej zamożnych wręczano pieniądze.
TRUDNO SIĘ ?DOTŁOCZYĆ?
W XIX w. sprzedawcy doskonale potrafili wykorzystać świąteczne zamiłowanie do dawania prezentów. Podaż napędzała popyt. Właściciele sklepów prześcigali się w aranżowaniu wystaw, które przyciągałyby oko klientów. Także wewnątrz ustawiano na stołach piramidy produktów, wykazując się przy tym nie lada pomysłowością. Ekspozycje przygotowywane przez cukiernię Lourse`a były prawdziwymi dziełami sztuki, przed którymi co roku ustawiały się tłumy gapiów, o czym skrzętnie pisały gazety. ?Kurier Warszawski? z 23 grudnia 1857 r. donosił, że od kilku dni mnóstwo osób przychodzi zwiedzać wystawę słodyczy pana Lourse`a. ?Masa najwykwintniejszych cukierków zalega długie stoły, pośrodku których wznosi się misternie wyrobiona z czekolady chińska pagoda?. Praktyką powszechną było robienie z kolorowego cukru lub czekolady wymyślnych figurek: koszy z kwiatami, zwierząt, bajkowych postaci, a nawet całych scenek. ?Kurier Warszawski? z 22 grudnia 1856 r. pisał, że oto Lourse przygotował
z cukru ?cały personaż z opery Prorok?, a także zegar, obok którego ?sączył się czysty zdrój i wyrastało rozłożyste drzewo?. Trzy lata później, tj. 23 grudnia 1859 r., ?Kurier Warszawski? zachęcał, by ?jeszcze dziś? odwiedzić wystawę cukierni Conti et Amato znajdującą się w hotelu Europejskim w celu przekonania się o ?dobroci i elegancji? oferowanych tam produktów. Natomiast jeżeli chodzi o cukiernię Wedla przy ul. Miodowej, to wręcz trudno było się do niej ?dotłoczyć? (informowała ta sama gazeta).
Z reklam wynika, że w tego typu miejscach sprzedawano klientom ?osobliwości? takie jak: kasztany smażone w cukrze, baby, torty, bombonierki z przepięknymi kolorowymi pudełkami, strucle maślane, figurki czekoladowe, ?zabawki cukrowe do przyozdabiania choinek?, a co najwspanialsze wszystko po cenach ?umiarkowanych?, a nawet ?miernych?.
Sklepikarze wiedzieli, że najlepszym konsumentem są rodzice zakochani po uszy w swoich dzieciach. W świątecznej prasie nie mogło więc zabraknąć reklam zabawek: myszy mechanicznych, bilardów, bąków, fuzji, czyli strzelb, żołnierzyków metalowych, królików grających na bębenkach, ?kartek magicznych dla odgadywania myśli skrytych?, ?sztuczek kuglarskich? w pudełkach? Osobna oferta przeznaczona była dla dziewczynek w postaci lalek zamykających oczy, miniaturowego wyposażenia mieszkań (mebli), a także maszynek do pieczenia kurcząt, robienia befsztyków, lodów, parzenia kawy. Były nawet miniaturowe, pokojowe ?waterklozety? i trumny (z całkowitym wyposażeniem). Prawdziwe cuda świata. A jeżeli któryś z rodziców nie lubił ciszy, mógł swojemu dziecku kupić ?na kolędę? (jak mawiano) trąbkę.
REKLAMA DŹWIGNIĄ HANDLU
Trzecią grupą, która najsilniej reklamowała się w prasie w okresie świąt Bożego Narodzenia, byli sprzedawcy książek wymieniający w ogłoszeniach niekończące się litanie tytułów: ?Rozrywki dla młodocianego wieku?, ?Pogadanki moralne?, ?Przygody Robinsona?? Ten, kto aspirował do lepszego świata, mógł nabyć dla swoich pociech książeczki w języku francuskim, tak by od najmłodszych lat uczyły się języka Balzaka i salonów.
Jeszcze inny sprzedawca w ?Kurierze Warszawskim? z 22 grudnia 1880 r. zauważał, że ?nadobne i oszczędne gosposie? nie powinny zapominać o swoich sługach, ponieważ zdecydowanie przyjemniej jest być obsługiwanym przez osoby porządnie i elegancko ubrane w suknie zrobione z materii ?wyborowej, a jednak nadzwyczaj taniej?, którą właśnie miał w ofercie w swoim ?składzie towarów?.
PRZEDŚWIĄTECZNA GORĄCZKA
Trudno się dziwić, że przy takim bogactwie ?rozmaitych rozmaitości? społeczeństwo ? podobnie jak dziś ? dopadał szał zakupów. ?Kurier Warszawski? z 22 grudnia 1870 r. donosił, że ?ruch świąteczny coraz żywiej zaczyna się pojawiać na ulicach miasta. Oddziaływa on bardzo pocieszająco na humor i kieszenie właścicieli sklepów, handlów, księgarni etc. Panie i panowie spieszą obładowani pakietami i paczkami kryjącemi w sobie skarby podarków gwiazdkowych, wystawy sklepowe przyozdobiły się w to wszystko, co tylko może przyciągać starszych i młodszych??.
Jak co roku nie brakowało także kupujących na targu za Żelazną Bramą. W ?Kurierze Warszawskim? z 24 grudnia 1856 r. czytamy: ?Ruch na ulicach nie ustaje, błoto się zmniejsza, a za Żelazną Bramą przy rybach od dni kilku taki nacisk, że zaledwie dostać się można. Wszystko to dzisiejsza Wigilia sprawiła??.
Podobnie było w zdecydowanie biedniejszym od Warszawy Krakowie. Jak napisano w ?Czasie? z 24 grudnia 1900 r. ? ?gorączkowy ruch przedświąteczny widoczny na każdym kroku; w księgarniach, sklepach, na placach targowych. Na Rynku krakowskim, gdzie się odbywa sprzedaż strucel, jodełek i innych artykułów przedświątecznych, oraz na placu Szczepańskim, gdzie się odbywa sprzedaż ryb, od wczesnego rana krąży tysięczna rzesza?.
Wątek szalonych zakupów nieraz stawał się tematem rysunków w satyrycznej prasie. Poniżej dwie ?ofiary gwiazdki? na ilustracjach z pisma ?Kolce? (1893 i 1898 r.).
Okres świąt Bożego Narodzenia był to czas magiczny z jeszcze jednego powodu. Oto właściciele sklepów mogli sprzedać klientom to, co zalegało na półkach całymi miesiącami. Jak pisano w satyrycznym wierszyku zamieszczonym na łamach ?Kolców? z 1899 r.:
Kupiec zaciera z radości ręce:
Aż miło, towar ?odchodzi? wciąż:
Zleżały jedwab wkleił panience,
Bakalje stare nabył pan mąż.
Wino ? subtelnej własnej roboty
Wziął stary radca, ten łysy fryc?
Skończone wszystkie zatem kłopoty:
Pieniądze w kasie, towaru nic!
Czyli to mała jeszcze zachęta,
Aby mieć dzisiaj ? wesołe święta?
A czasem nawet udawało się spieniężyć towar sprzed kilku lat. Poniżej żart z pisma satyrycznego ?Kolce? z 1900 r.
? Oto ostatnia nowość, którą tylko co otrzymałem z Paryża.
? Lękam się tylko, czy ten kolor nie spłowieje na słońcu?
? Nigdy! U nas dwa lata leżał na wystawie ? ani drgnął ? słowo honoru! ?
[1]1 Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie XVII?XVIII w., Łódź 1975, s. 389.
S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce wiek XVI?XVIII, Warszawa 1994,
t. II, s. 39.